- Ale... Czy to się kiedyś skończy?!- zapytałam zdenerwowana.
- Spokojnie maleńka, skończy...- powiedział tata i, tak jak lubiłam, wziął mnie na plecy.
- Hahaha! Tatusiu...- spoważniałam.
- Tak kochanie?
- A co jeśli się nie uda?
- Nawet o tym nie myśl. Uda się...- niestety. Gdy w końcu wyszła pielęgniarka miała złe wieści..
- Niestety... Dwójka bliźniąt...
- Co w tym złego?!- zapytał tata.
- Żona... Ona zmarła.
- Co?! Katrina?!- mój tata po tym oszalał. Zabił się... jego ostatnie słowa:
- Moja kruszynko... Będę czekał na drodze do Nieba...- wtedy skoczył w przepaść. Musiałam sama zajmować się dwójką braci... Niestety nie miałam mleka więc... Umarli z głodu. Nadal w uszach dźwięczy mi ten płacz... ten straszny płacz... Odtąd żyłam samotnie. W ciszy domu. Nie tego nie można było nazwać domem... Czemu mi się to przytrafiło? Brodziłam w śniegu jak co dzień do grobów mojej rodziny... Nie musieli ginąć. Pewnie nie chcieli. A ja... Musiałam uciekać. Widziałam dom który podpalają strażnicy... Wszystko płonęło. Potem podeszli do grobów. Wywrócili nagrobki i zabrali ciała. Czy szczeniak powinien widzieć takie rzeczy?! Szybko w nogi!
*rok później*
Wciąż nie mogę znaleźć domu... Już tak dawno z kimś nie rozmawiałam. Zjadłabym coś ale... Nie ma tu nic. Potrzebuję watahy.
*pół roku później*
Nareszcie znalazłam... Wataha Szmaragdowych Serc... Muszę sobie przypomnieć jak się rozmawia...
*teraźniejszość*
- Dzień dobry... Czy to ty jesteś Alfą?
- Tak jestem Laura.
- A ja Pavos... Chciałabym dołączyć do watahy...
- Fm, no nie wiem mamy już tak liczną watahę...
- Proszę. Ja nie sprawie kłopotu. Ja tylko chcę mieć dom...
- Ach, no dobrze.
- Och bardzo dziękuję!!!- promieniałam radością. Zostałam przyjęta. Laura oprowadziła mnie po terenach watahy. Najbardziej spodobało mi się miejsce na kamieniu przy wodospadzie. Położyłam się i zaczęłam marzyć... Nie zauważyłam, że ktoś do mnie podszedł.
-...
<Ktoś zechce dokończyć? Miło by było>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz