Jeździliśmy tak do południa. W końcu zmorzył nas głód. Postanowiliśmy coś upolować. Trudno było znaleźć jakiekolwiek stadko saren lub zwykłego zająca. W końcu po 2 godzinach poszukiwań natknęliśmy się na polanę. Śnieg był tu rozkopany a spod niego wystawały źdźbła trawy.
- Musiały byś tu niedawno.- powiedziałem szeptem do Serafin. Nagle usłyszałem szelest po drugiej stronie polany. po chwili zza drzew wyskoczyło stadko zdyszanych saren. Uciekały przed czymś. Kiedy upewniły się, że nic im nie grozi zaczęły skubać trawę.
- To dobry moment na atak.- zasygnalizowałem Serafin gotowość.- Ja pójdę na drugi koniec a ty tu poczekasz, dam ci znak. Dobrze?
Serafin skinęła głową i przyczaiła się.
< Serafin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz