-Och, nic się nie stało, przecież to również moja wina, ale chyba nic Ci się nie stało?-Powiedziałem zakłopotany.
W rzeczy samej, wiedziałem co to za samica, byliśmy w tej samej watasze, ale nigdy wcześniej nie miałem z nich jakiś takich bliższych kontaktów, wcześniej nawet nie zamieniłem z nią słowa.
-A więc... Tysia, tak? Dobrze pamiętam?-Spytałem, mając nadzieję, że trafiłem dobrze.
-Tak, Harry.-Odpowiedziała uśmiechając się.
-Och, pamiętałaś?-Spytałem.
-Chyba każdy ci tu kojarzy, przecież twoi rodzice...-Zaczęła.
-A no faktycznie. Słuchaj, jest zimno, może wejdziesz do mnie na herbatkę, nie wstydź się, akurat dom stoi pusty, nie wiem gdzie jest Katsie... O ile oczywiście masz ochotę, bo ja to raczej średnio wymarzone towarzystwo.-Zaśmiałem się.
(Tysia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz