niedziela, 27 kwietnia 2014

Od Ivett

Był słoneczny dzień. Ptaki grały koncert, słoneczko świeciło, cóż... żyć nie umierać. Ale nie jestem tu bez powodu. Wszystko ma swoją historię, tak więc wypadałoby opowiedzieć jak tu dotarłam. Sama nie wiem gdzie się urodziłam, wraz z moją rodziną wędrowaliśmy od jednego miejsca do drugiego. Przykre jest teraz to, że nawet nie pamiętam ich imion, ale to swoją drogą. Nigdzie nas nie chciano, a zimowa atmosfera przysparzała nie mała kłopotów. Zaczęło brakować jedzenia picia, dachu nad głową i innych niezbędnych do życia rzeczy. Zaczęliśmy padać jak muchy, najpierw ucierpiało moje młodsze rodzeństwo, później rodzice. Nie potrafię wyjaśnić faktu, że jeszcze żyłam, ale można określić to jako cud. Wierzcie lub nie, ale to było dla mnie utrapienie. Zostałam na tym świecie sama jak palec, osierocony, nieporadny szczeniak. W końcu i ja nie wytrzymałam z wycieńczenia. Byłam wręcz pewna, że to koniec, a jednak się myliłam. Obudziłam się w domu pewnego szamana. Dostałam tam jedzenie, ciepłe legowisko i wiele innych przywilejów. W tym luksusie żyłam do wieku 2 lat i postanowiłam się usamodzielnić. Pożegnałam się z moim wybawcą i ruszyłam w świat. Teraz patrzyłam na to z kompletnie innej perspektywy. Nauczyłam się polować, walczyć itd. Na świat patrzyłam oczami niepowstrzymanej, niezłomnej i pewnej siebie wilczycy. Pewnego dnia zaczęło mi to wszystko ciążyć. Nie miałam stałego schronienia i odczułam samotność, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. Postanowiłam znaleźć watahę i nie myślałam nawet, że będzie to tak dziecinnie proste. Pierwszą spotkaną przeze mnie waderą była Laura i okazała się moją deską ratunkową. Powitała mnie z otwartymi ramionami i przyjęła pod swój dach, czego z całego serca jej dziękuję. I właśnie w ten oto sposób znalazłam się tutaj... w cieniu drzewa, gdzie wszystkiego mam pod dostatkiem. Jak już wspominałam, żyć nie umierać. Nagle na horyzoncie zarysowała się postać wilka. Na ogół nie jestem zbyt gadatliwa, ale to była jedyna okazja na zawarcie jakiejkolwiek znajomości. Podniosłam się z miejsca i zaczęłam iść w jego stronę...
-Witaj, jestem Ivett.

<Dokończy ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz